Lightroom czy Capture One dla matryc X-Trans?

Artykuł ten został przeniesiony ze starej wersji bloga. Niektóre zawarte w nim linki mogą już być nieaktualne. Stare komentarze niestety zostały utracone. Tekst został zachowany w oryginalnej formie, a zdjęcia w dotychczasowej rozdzielczości.

Przez lata swojej fotograficznej aktywności przechodziłem kilka różnych metamorfoz, czy to dotyczących preferencji sprzętowych, czy sposobu robienia zdjęć, ulubionych gatunków fotografii, czy też podejścia do postprodukcji. Zmiany wziązane z tym ostatnim zagadnieniem były chyba najbardziej rewolucyjne i radykalne – przeszedłem od obrabiania tysięcy RAWów do JPEGów i nieobrabiania praktycznie niczego. Mimo to zdjęcia zawsze robię w trybie RAW+JPEG i sporadycznie wykorzystuję surówkę, głównie na potrzeby recenzji albo gdy coś schrzanię. A podobno użytkownicy aparatów z matrycą X-Trans mają z tymi RAWami zawsze pod górkę…

Ten artykuł pewnie nie będzie przydatny dla tych, którzy nie używają sprzętu Fujifilm, bo to użytkownicy aparatów tej właśnie marki muszą dzielnie walczyć z problemami nieznanymi w innych systemach. A chodzi konkretnie o modele ze wspomnianą już matrycą X-Trans i ich kompatybiliność z popularnym oprogramowaniem do obróbki RAWów. Wokół tego tematu narosło sporo kontrowersji, o których wiem od dawna, ale jakoś nigdy wcześniej nie miałem czasu ani ochoty, aby wgryźć się w to głębiej. Kiedyś co prawda pisałem już o optymalnych ustawieniach Lightrooma, które – jak mi się zdaje – udało mi się skutecznie wypracować, ale dotyczyło to przestarzałej już dziś wersji tego oprogramowania i nie uwzględniało porównania do oprogramowania kunkurencyjnego, czyli Capture One. Czas zabrać się za to jak należy.

Adobe Lightroom CC Classic

Jeszcze w ramach wstępu zaznaczę, że jestem niedzielnym użytkownikiem tego typu oprogramowania, a mój sposób pracy jest, zdaje się, dość wywrotowy. Przede wszystkim robię zdjęcia oszczędnie, a większość z nich potrafię dopracować jeszcze przed wciśnięciem spustu migawki, tak aby nie trzeba było niczego w nich poprawiać w postprodukcji. Jeśli już grzebię w RAWach, to jest ich kilka, a nie kilka tysięcy, więc nie mam za bardzo pojęcia o różnicach w szybkości działania poszczególnych programów czy też tego, jaki z nich mniej lub bardziej pasuje dla jakiegoś złożonego workflow, którego nigdy nie stosowałem. Moje działanie ogranicza się zwykle do gaszenia przepałów i rozjaśniania cieni, ale tak aby efekt końcowy był możliwie jak najbardziej naturalny i nieprzerysowany, a wisienką na torcie jest dodanie winiety. Sądzę jednak, że to wystarczy, aby zauważyć ewentualne niedoskonałości, szczególnie te, które zarzuca się niektórym konwerterom, szczególnie Lightroomowi.

W czym problem?

Oprogramowanie spod skrzydeł Adobe nie ma najlepszej prasy, szczególnie wśród użytkowników Fuji, mimo swojej ogromnej popularności. Sam jeszcze kilka lat temu używałem go intensywnie i poznałem go dość dobrze, a z przestarzałej wersji 4.4 zdarza mi się korzystać do dziś, choć już w dużo mniejszym zakresie (oczywiście wersja ta nie obsługuje najnowszych modeli aparatów, więc dodatkowo posiłkuję się Adobe DNG Converterem). Głównym zarzutem adresowanym w kierunku Lightrooma jest jego sposób odwzorowania detali w plikach z matryc X-Trans, a mówiąc wprost po prostu niedostateczny poziom ostrości i towarzyszące wyostrzaniu i/lub odszumianiu artefakty. Opisując to, ludzie często używają określeń typu efekt akwareli czy robaczki, choć nie uważam, aby wyglądało to aż tak dramatycznie, jak brzmi. Tym bardziej, że zmniejszając poziom odszumiania chrominacji i lekko zwiększając wyostrzanie z o połowę mniejszym promieniem, można ten efekt w dużym stopniu zniwelować, o czym już pisałem jakiś czas temu.

Adobe kilka razy zapowiadało, że udoskonaliło swoje algorytmy dla Fuji. Wiem, że jakieś zmiany się pojawiały w coraz to nowszych wersjach oprogramowania, ale nie mając potrzeby aktualizacji Lightrooma zwyczajnie się tym nie interesowałem. Wiem też, że ludzie w dalszym ciągu narzekali na te robaczki i akwarelę, ale skala problemu była dla mnie na tyle marginalna, że traktowałem to jako zbiorową histerię, w najlepszym wypadku przewrażliwienie co poniektórych malkontentów. Nigdy nie przeczyłem, że omawiane zjawisko istnieje, bo nawet w JPEGach prosto z puszki da się je dostrzec, ale nigdy też nie sprawiło mi ono żadnego problemu w praktyce, do której nie zalicza się brandzlowanie się nad powiększeniem 2:1, w dodatku na monitorze o rozdzielczości znacznie mniejszej, niż typowy wydruk. I na potrzeby tego artykułu przez wiele godzin robiłem właśnie to, czego nigdy nie robię, żeby przekonać się, o co ten cały lament.

Capture One Express

Do eksperymentu skłonił mnie fakt, że Fuji już jakiś czas temu dogadało się z Capture One i zaczęło dołączać ich oprogramowanie razem ze swoimi aparatami zamiast dotychczasowego nieudanego konwertera tworzonego przez Silkypix. Już od lat słyszę, że Capture One jest receptą na wszystkie bolączki Lightrooma, a przynajmniej te dotyczące matryc X-Trans. Jednak dopiero teraz dojrzałem do tego, aby wypróbować, co oferuje największy konkurent Adobe, a to świetna okazja do porównania go ze starym dobrym Lightroomem. Dobrym nie dlatego, że jakoś szczególnie go lubię – wręcz przeciwnie, od czasu wprowadzenia przymusowej miesięcznej subskrybcji konsekwentnie bojkotuję produkty Adobe. Po prostu się do niego przyzwyczaiłem, a sukskrybcji nie kupuję, bo korzystam ze starej pudełkowej wersji, za którą zapłaciłem grosze w porównaniu do tego, ile musiałbym w perspektywie lat wydać na nowy produkt. Mimo to na potrzeby testu pobrałem wersję próbną najnowszego Lightrooma CC Classic i to właśnie jej użyłem w tym zestawieniu. Z kolei Capture One trafił do mnie w darmowej wersji Express przeznaczonej dla aparatów Fujifilm.

Założenia testu

Moim celem nie jest pokazanie różnic w obsłudze, szybkości działania ani ilości funkcji między tymi dwoma programami. Chodzi mi tylko o sprawdzenie kilku rzeczy: 1) jak wygląda obraz na standardowych ustawieniach, czy istnieją jakieś różnice w porównaniu do JPEGa generowanego przez silnik aparatu; 2) na ile poważny jest wpomniany już problem braku szczegółowości obrazu w Lightroomie, ewentualnie czy coś się w tej kwestii zmieniło; 3) czy faktycznie Capture One wykazuje pod tym względem przewagę i czy ma jakieś inne minusy dotyczące standardowych ustawień, o których być może się za często nie mówi. Moje dotychczasowe doświadczenia i przykłady, na które trafiłem w sieci, napawają mnie sceptycyzmem zarówno co do twierdzenia, że Adobe ma jakiś szczególnie istotny problem, jak i traktowania Capture One jako doskonałego remedium. Postaram się jednak zachować obiektywizm.

Takich porównań było już wiele, ale nie trafiłem jeszcze na żadne, w którym ustawienia aparatu byłyby podobne do tych, jakie sam stosuję. Niemal zawsze korzystam z funkcji DR400, a ta wpływa na RAWy, w odróżnieniu od standardowej DR100, najczęściej wykorzystywanej w tego typu testach. Ponadto nigdy nie spotkałem się, aby ktoś próbował dociekać, skąd biorą się takie czy inne problemy ani nie próbował ich w żaden sposób niwelować. Jest tyle różnych zmiennych, które mogą wpłynąć na wynik końcowy, że zwyczajnie nie mam zaufania do krótkich testów, traktujących temat po łebkach. Nie twierdzę, że sam potrafię wykonać takie porównanie w pełni profesjonalnie i z uwzględnieniem wszystkich możliwych wariantów, ale wykonując je po swojemu może uda mi się zbliżyć do tego trochę bardziej.

Kadr testowy

Ostrzegam: to będzie bardzo nudna lektura dla kogoś, kto nie jest tym tematem zainteresowany (jeśli jakimś cudem do tego miejsca nie stało się to wystarczająco oczywiste). Zdjęć też za bardzo nie będzie do oglądania, bo test oparty jest o jeden kadr, który pojawia się tu wywoływany na różne sposoby i przedstawianym zarówno w całości, jak w powiększeniu poszczególnych fragmentów kadru. To nieciekawe zdjęcie znalazło się tu jednak nie przez przypadek. Spełnia ono kilka istotnych kryterów: duża rozpiętość tonalna sceny, dużo zieleni (podobno najbardziej problematycze jest odwzorowanie szczegółów listowia, krzaków, trawy itp.), sporo detali w cieniu, detale zarówno o strukturze regularnej, jak i nieregularnej. No i przede wszystkim jest to DR400 na standardowych ustawieniach wszystkiego.

JPEG vs. Lightroom vs. Capture One

Poniżej prezentuję jeszcze raz oryginalnego JPEGa, który będzie się pojawiał jeszcze kilka razy, w tym przypadku w zestawieniu z plikami wygenerowanymi kolejno przez Lightrooma i Capture One bez jakiejkolwiek ingerencji w suwaki, zapisanymi bezpośrednio po imporcie zdjęć na fabrycznych ustawieniach. Oba programy poprawnie zinterpretowały ekspozycję zdjęcia wykonanego na DR400, co w przeszłości nie zawsze było regułą. Nie do końca po myśli Fuji zinterpretowały jednak krzywą w światłach, co widać wyraźnie w miejscach przepaleń na wodzie i nad horyzontem. Powstrzymam się od oceny, która kolorystyka jest lepsza, widać jednak, że jest ona jednak nieco odmienna, szczególnie w przypadku LR, proponującego domyślnie profil kolorów Adobe Color, dający takie właśnie rezultaty.

Z kolei zdjęcie pochodzące z Capture One charakteryzuje się nieco węższym kątem widzenia, co jest zaskakujące i nie powinno mieć miejsca. Obiektywy bezlusterkowców są korygowane programowo i tak też jest zapewne w przypadku Fujinona XC 15-45 f/3,5-5,6. Prostowanie dystorsji wiąże się ze zwężeniem kąta widzenia, a tutaj Capture One skorygował ją chyba za mocno, ignorując wytyczne zapisane w metadanych zdjęcia. Co ciekawe, automatycznie podstawia się profil tegoż właśnie obiektywu, ale wszystko wskazuje na to, że jest to profil opracowany przez Capture One, a nie Fuji. Można jednak wybrać profil producenta i wówczas dystorsja korygowana jest w sposób prawidłowy. Dalsze porównania postanowiłem przeprowadzić z takim właśnie profilem, a żeby nie było, że traktuję Capture One ulgowo, zmieniając w nim domyślne parametry, to też i w Lightroomie zmieniłem profil kolorów na PROVIA/Standard, czyli właśnie taki, jaki został użyty w ustawieniach aparatu w chwili wykonania zdjęcia. Nie jest to wierne odwzorowanie tej symulacji filmu, ale najbliższe oryginałowi możliwe do uzyskania bez grzebania w suwakach.

I tutaj pojawia się kolejny smaczek w postaci dużo lepszej interpretacji krzywej w światłach w pliku pochodzącym z LR. Czyli zmiana profilu obejmuje swoim zakresem więcej, niż tylko sam kolor. Wygląd świateł oczywiście można modyfikować dalej za pomocą suwaków, znacznie wykraczając poza możliwości JPEGa, ale nie o to chodzi w tym teście. Te trzy klatki posłużą za bazę do analizy cropów w powiększeniu 100%, które – mam nadzieję – rozstrzygną kontrowersje dotyczące różnic w ostrości. Z każdego zdjęcia przedstawiam poniżej po dwa identyczne wycinki kadru, jeden z obszaru zacienionego, a drugi przedstawiającego trochę więcej zieleni, ale też i obiektów o regularnych kształtach. Rzućmy okiem:

Od czasów Lightrooma 4.4 Adobe wyraźnie poprawiło swój silnik dla RAWów z X-Transa. Wystarczy sam fakt, że dawniej to JPEG oferował więcej detali, niż surowy plik wywołany na standardowych ustawieniach, a na powyższym przykładzie widać, że obecnie jest na odwrót i to JPEG z aparatu pozostał pod tym względem w tyle. To właśnie na nim najbardziej widoczny jest efekt akwareli, aczkolwiek przyznam szczerze, że dostrzeżenie go w powiększeniu 1:1 na 13-calowym ekranie o rozdzielczości 2560×1600 px wymaga ode mnie wręcz wtykania nosa w wyświetlacz, mowa więc o zjawisku, które nie ma prawa zostać dostrzeżone w normalnym użytkowaniu. Na siłę jestem w stanie dostrzec je także w pliku z Lightrooma, ale w stopniu tak śladowym, że w zasadzie nie ma o czym gadać. Obraz z Capture One jest najbardziej gładki, a przy tym szczegółowy. Faktycznie, pozytywne opinie na jego temat nie zostały wyssane z palca, ale jest to tylko kosmetyczna przewaga względem konkurenta.

Przy okazji zauważyłem (a niewiele brakowało, by umknęło to mojej uwadze), że aktualnie w Lightroomie ustalono siłę domyślnego wyostrzania na wartość 40, a jak sięgam pamięcią, zawsze było to 25. Oczywiście co oznaczają te liczby, to wie tylko Adobe i nic nie stoi na przeszkodzie, aby rzeczywiste wartości, które za nimi stoją, różniły się nie tylko pomiędzy kolejnymi aktualizacjami oprogramowania, ale też były różne dla poszczególnych modeli z bazy wspieranych aparatów. Ba, nie mam wątpliwości, że tak właśnie jest. W każdym razie tutaj to wyostrzanie faktycznie jest nieco mocniejsze, co też widać gołym okiem. Zdjęcie z LR może miejscami wydawać się najostrzejsze, ale to tylko złudzenie.

Podsumowanie

Mam dobrą wiadomość: jeśli jesteście przyzwyczajeni do jednego z dwóch omawianych tutaj edytorów RAWów, nie musicie go w panice zmieniać na rzecz jakiegokolwiek innego oprogramowania. Pogłoski o tym, że któryś z nich jest wyraźnie lepszy pod kątem jakości generowanego obrazu, są na dzień dzisiejszy niczym nieuzasadnione. Nawet jeśli w przeszłości było w nich ziarno prawdy, to obecnie nie ma już o co kruszyć kopii.

Previous
Previous

Olympus OM-D E-M5 III - poważny zawodnik

Next
Next

Fujilm X-T100 - leniwy turysta